Miesiac w podrozy



Gdy po raz pierwszy spotkalem sie z Thomasem i Clement, myslalem, ze popedalujemy razem 2, moze 3 dni, nie mialem nic przeciwko, zawsze cieszy mnie mozliwosc poznania kogos nowego na trasie, wymienienia doswiadczen itp. Jednak perspektywa dluzszej wspolnej podrozy, to juz calkiem inny temat. Osoba/osoby, z ktorymi mam przebywac 24h na dobe nie moga byc przypadkowe. Musimy sie dobrze czuc w swoim towarzystwie. Nie zamierzam zmuszac sie do niewygodnych kompromisow, ktore podczas takiej podrozy sa przeciez nieuniknione. Dlatego tez, poczatkowo bylem sceptycznie nastawiony do wspolnego przemierzenia calej Sahary Zachodniej. Nie, zeby mi cos nie pasowalo u chlopakow, przeciwnie, tudno mi bylo im cokolwiek zarzucic. Mysle, ze cos w tym jest, ze im czlowiek starszy, tym trudniej przychodzi mu zaprzyjaznic sie z innymi, a przynajmniej potrzebuje na to wiecej czasu. My tego czasu mielismy wystarczajaco duzo. Musze przyznac, ze chlopaki od poczatku dbali o to, zebym dobrze sie czul w ich towarzystwie, nie narzucali sie z niczym ani nie dystansowali, bylo wszystko jak nalezy. Ale dobre wychowanie to nie wszystko. Po jakims czasie przychodzi kolejny etap znajomosci. Rozmowy nie sa juz tak powierzchowne, poruszamy najrozniejsze tematy, poznajemy swoje poglady, dzielimy sie wrazeniami, nie tylko bierzacymi, ale i tymi dalszymi, z przeszlosci. Najlepszy czas na rozmowy to wieczory, po kolacji. Rozmawiamy o rodzinie, o znajomych, o dziecinstwie. Tego wieczoru na hotelowym balkonie w Dakhli, chlopaki pytaja mnie o czasy komuny w Polsce. Przyznaja, ze moje relacje robia na nich duze wrazenie, wiedzieli na ten temat niewiele, np. ze wszystko zaczelo sie od upadku muru berlinskiego. Troche wyklarowalem im kolejnosc wydarzen politycznych tamtych lat. Natomiast dobrze pamietali, ze wzgardzilismy ich Mirragami na rzecz F16, posmialismy sie sporo przy tej okazji.

Przyznaje, ze z czasem bardzo ich polubilem cieszylem sie, ze wspolnie przemierzymy reszte Sachary Zachodniej. Thomas (25) i Clement (27) sa kuzynami, wiec znaja sie od zawsze. Kazdy z nich jest troche inny. Thomas jest typem niezwykle otwartym, szybko nawiazuje kontakt z innymi, czesto zagaduje nawet policjantow na checkpointach. Ma wyksztalcenie ekonomiczne, przed wyjezdem pracowal przez rok u producenta rowerow, zajmowal sie marketingiem. Pomimo sukcesow, porzucil prace aby spelnic marzenie o podrozy dookola swiata. Jest typem wolnego ptaka. Zartowalismy sobie bardzo czesto na najrozniejsze tematy. Ma blyskotliwe poczucie humoru, trudno go nie polubic. Opowiedzial mi, ze kiedys, ze jak byl maly, bawil sie klockami lego, sluchajac jednoczesnie jednej i tej samej winylowej plyty z piosenkami dla dzieci. Znal je wszystkie na pamiec. Przed wyjazdem odnalazl je na youtube i przegral sobie na mp3, teraz ich slucha i wspomina czasy dzicinstwa.

Clement jest rowniez otwarty i blyskotliwy, choc troche powazniejszy, zblizylismy sie nieco pozniej. Mile wspominam nasza dluga rozmowe o zyciu podczas nocnej jazdy przez Sahare. Jest inzynierem, pracowal przez dwa i pol roku w Gabonie, dla francuskiej firmy zajmujacej sie ochrona srodowiska. Wyruszyl w podroz z Thomasem bezposrednio po zakonczeniu kontraktu. W Gabonie tez poznal dziewczyne, maja sie spotkac w Dakarze za miesiac, spedza razem swieta. Pozniej znowu rozstanie na kilka miesiecy, to nielatwy temat. Thomas za to caly czas dopytuje o moje polskie kolezanki, wiec dziewczyny, swietna partia do wziecia!


Do granicy z Mauretania pozostalo nam ok 360 km drogi na poludnie. Najgorszy jest pierwszy odcinek - z powrotem przez caly polwysep, lecz tym razem pod wiatr. Wyjechalismy z Dakhli poznym popoludniem, wiatr meczy nas dotkliwie. Po przejechaniu 15 km decydujemy sie poszukac miejsca na nocleg. Jutro z rana bedziemy miec wiecej sily. Mamy szczescie - wyrwa w niewysokim acz stromym klifie, w niej - ruiny malego domu na polce skalnej, pewnie projekt nie byl zbyt solidny. Dla nas to swietne miejsce, dobrze schronieni przed wiatrem, schodzimy po betonowych schodkach do samej wody.
Ksiezyc swieci coraz mocniej, niedlugo pelnia. Robie zdjecia na dlugich czasach, wciagam chlopakow w temat. Kazdy chce miec fotke w swietle ksiezyca.



Droga na poludnie od Dakhli wiedzie przez zupelne pustkowie. Samochody mijaja nas coraz rzadziej, raz po raz tabliczka informujaca o polu minowym.

Ale wojskowi uspokajaja - 400 m od drogi teren jest czysty. Jest naprawde dziko. Tego dnia znajdujemy jeszcze lepsze miejsce na nocleg, najlepsze ze wszystkich, jakie do tej pory mielismy. Jakies 100 km od polwyspu, gdzie droga zbliza sie do oceanu na odleglosc kilkudziesieciu metrow, zjezdzamy z drogi aby zerknac, jak wyglada klif. Ze stromej krawedzi do szerokiej i zupelnie dzikiej plazy dzieli nas dobre 200 m ale jest waska sciezka, mozna sprobowac zejsc nia chocby kawalek. Po kilkunastu krokach niespodzianka - wyrwa w skale, jakby grota, wysoka na trzy metry, idealnie nadajaca sie na rozbicie obozu. Po chwili tworzymy tasmociag „podaj cegle” i caly nasz sprzet laduje w niecce. Nie rozbijamy namiotow, bedziemy spac pod golym niebem, a w zasadzie pod okapem skaly. Z Clement zbiegamy sciezka w dol, na plaze, z zamiarem atlantyckiej kapieli, ale lodowata woda szybko studzi nasz zapal. Zadawalamy sie zabawa w moczenie stop w trakcie ucieczki przed falami. Potem na plaze schodzi Thomas - spodobalo mu sie „ekologiczne” mycie naczyn w piasku. Jest jeszcze dosc wczesnie, tuz przed zachodem slonca. Stoje w naszej grocie i robie zdjecie za zdjeciem. Nie moge sie nadziwic pieknu jakie nas otacza. Tu jestesmy naprawde sami. Tylko my, a kilkadziesiat metrow w dol wielka, pusta plaza, loskot fal, zachodzace slonce. Sam nie wiem co mam robic, odkladam aparat, bo za chwile wystrzelam cala karte pamieci. Patrze na chlopakow, siedza nieruchomo, zapatrzeni w spektakl natury. Dociera do mnie, ze to najlepsze co mozna teraz zrobic, po prostu usiasc i patrzec. Wiec siadam i ja. I tak siedzimy nieruchomo, w milczeniu, zapatrzeni w prwestrzen, zasluchani w szum fal, obserwujac jak pomaranczowa tarcza slonca powoli tonie w oceanie...

Pozniej, po kolacji, kladziemy sie wygodnie w spiworach, noc jest jasna, wszystko widac. Clement mowi, ze ma wrazenie, jakby ogladal telewizje. A ja sie czuje jak w kinie, na filmie 3D.



Nastepnego dnia decydujemy sie zrobic jak najwiecej kilometrow. Po kolacji wsiadamy na rowery i przy jasnym swietle ksiezyca pedalujemy dobre dwie godziny. Jest przyjemnie, kompletny brak samochodow na drodze, wiatr w plecy, cisza, jedynie szum naszych opon na szosie. Po 172 km mamy juz dosc. Niestety nie znajdujemy nic, co mogloby nas ochronic przed wiatrem, rozbijamy sie na plaskiej hammadzie, z trudem rozstawiajac namioty na silnym wietrze.


„Uwaga - prace odpiaszcznia drogi”A jak tam zima w polsce?

Teraz jestem juz w Mauretanii, w Nouadhibou, cztery dni pozniej, napisze o tym w nastepnym poscie. Za 4 godziny odjezdzam pociagiem wiozacym rude zelaza z kopalni na polnocnym wschodzie kraju do portu w Nouadhibou. To najdluzszy pociag na swiecie i najwazniejsze zrodlo dochodu Mauretanii.

Dzisiaj pozegnalem sie z chlopakami. Czuje, ze spotkamy sie w zyciu jeszcze nie raz.
W naszym hoteliku niespodzianka - przyjechal kolejny rowerzysta, Szwajcar, jedzie tam gdzie ja, kolejna znajomosc przede mna. Wspolnie pokonamy trudna trase ze stacji w Chum do Ataru. Trudna, bo to juz nie bedzie szosa, tylko 120 km pustynnego szlaku po kamienistej hammadzie. To dla mnie pierwsze doswiadczenie tego typu, troche sie boje...


Aktualny stan licznika - 2481 km (zdjecie zrobione tydzien temu)

To bylo tydzien temu. Aktualny stan licznika - 2481 km

5 komentarzy:

api pisze...

W Polsce zimy nie ma, ciągle jesień - zimno, wietrznie i pada, prawie tydzień bez przerwy. Uwierz, że za pogodą tęsknić nie musisz ;) Pozdrów ten najsłynniejszy pociąg Afryki ode mnie i nie zapomnij go ciekawie sfotografować ;) Dużo focisz? Ile masz na cyfrze, a ile na mamiyi?

NightRider pisze...

Swietna przygoda nawet jak sie czyta to czuc ten wiatr w plecy. Szczegolnie jak leze pod nizbyt szczelnym oknem. Czekamy na zime i kryzys, ktorym ciagle nas strzasza. Mam nadzieje ze nie przyjdzie ani jedno ani drugie. Z wyjatkiem gor tam musi byc sporo sniegu. Pozdrawiam serdzecznie.

Kasia Z pisze...

Dominiku,super zdjęcia,super piszesz,wciąga:-)w Polsce powoli klimat świąt,ale chyba w tym roku bez zimy.Trzymaj się twardzielu!!!pozdrawiam.

domin pisze...

Adam - zdec robie duzo, ale mamyia jeszcze troche lezy, mysle, ze w najblizszych dniach bedzie cesto w uzyciu. A cyfra cos zaczela chrzescic od piasku, musze czesciej ja chowac do sakwy. Pozdrawiam!!!

TomTom pisze...

Salut champion

Tu sais que je m'en suis voulu de t'avoir laissé partir seul dans le desert.
Nous on à eu pas mal de vent et de sable pour rejoindre Nouakchott. J'espere que tout s'est bien passé pour toi.
Il y a des distributeur à Nouakchott
Bonne continuation

Thomas